sobota, 30 maja 2020

Powrót do ludzi,
Z wygnania na pustyni,
Gdzie sam rzuciłem się jak kamień,
Na głębinę.
Gdzie obudziły mnie,
Roztrzaskane tablice, co zrzucone z góry,
Rozsypały słowa, jak sylaby,
Zapomnianego języka.
Widziałem plemię,
Które je zbierało, lecz według swoich bóstw,
Je układało.
Widziałem, jak zbudowali miasta,
Na tych kamiennych słowach,
Czynili fundamenty.
Tymczasem ja uczyniłem swą rękę,
Tylko narzędziem.
Otrzymałem dar wolności,
Odrzuciłem was, uciekłem wgłąb,
Widziałem rzeczy, o których nie śniliście marzyć.
Tworzyłem z tych słów światy,
Pod otwartym niebem,
Oddychałem ciałem, duszą i sercem,
Szczęśliwy, że nie byliście ze mną.
Spojrzałem na swój grzech bez lęku,
Bojąc się jedynie waszych spojrzeń.
Oddałem się sobie, sam będąc tylko posłańcem,
Wylałem siebie na świat, byle dalej od waszych rąk.
Nic sobie nie zarzuciłem, nigdy,
Nie zatrzymałem swej drogi.
Przemierzyłem ją od brzegu morza do morza,
Wyrwałem się i na nie, śmiałem z fal i burzy,
Sam!
Upijałem się moim darem, przeżywałem mrok,
I opamiętanie dnia.
Jednak zawsze w służbie ukrycia,
Słowa przed waszymi oczami.
Niekiedy byłem koło was, ale nie poznawaliście mnie,
Choć imię moje było w waszej pamięci.
Idę do was!
Ale na swoich warunkach, patrzcie, słuchajcie,
Czytajcie!
Koniec mojej pielgrzymki, czas odpocząć,
Podpisać swój czas, ogrzać się w ogniu,
Waszego świata.
Niech i moje imię będzie wystawione,
Na osąd.
Wy zamieniliście słowa w pieniądze,
Ja w swoje życie.
Liczcie więc! Niech teraz ja dotknę waszej duszy,
Jeśli ją posiadacie.
Niech moje słowa wnikną w was,
Jak wasze we mnie.
Czas odpocząć, czas na nowy początek,
Podróży.
Jednak na moich warunkach!
Czas pomyśleć o sobie, postawić sobie pomnik,
Skoro i wy ich macie,
Pod dostatkiem.
Dam Wam swoje słowa,
Oto one.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz