wtorek, 28 kwietnia 2020

Pokuso moja!
Jak niewinnie stoisz,
Oparta o kominek, tak krucha.
Jak wielu ciebie odepchnęło,
Bo jesteś za niewinna.
Nie dla mnie, zostań,
Ogrzej się proszę, przy ogniu,
Odwróć głowę.
Spójrz na mnie, nic nie mów.
Ja wszystko wiem,
Co chcę zrobić,
Jak złamać twą talię,
I posiąść twoje obietnice.
Podarować ci trochę bólu,
Wypełnić pustkę przyjemnością,
Moją, po brzegi,
Do granic, żebyś zapragnęła,
Jak ja, choć raz,
Nikt nie patrzy.
Uczynić ci rzeczy do głębi,
Aż po twe spojrzenie,
Gdy odwracasz się do mnie.
Choć raz ulec,
Pozwolić na wszystko.
Nikt nie patrzy, choć raz.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Był czas,
Gdy siebie rozdzieliłem na dwoje.
Najgłębsze i najciemniejsze 'Ja',
Uwięziłem w bezpiecznym miejscu.
Zamek zamknąłem na klucz, lecz go nie wyrzuciłem,
Czemu?
Czemu tak często wracałem do mego więzienia,
By słuchać podszeptów tak przerażająco wolnych,
Bez poczucia winy i kary?
Tamten człowiek tak skłonny,
Do czynienia zła,
Tak wolny od strachu i dobra,
Tak egoistyczny do bólu innych ludzi,
Tak potwornie wyzuty z wszelkich granic.
Tak spokojnie niemoralny, lecz znajomy,
Rysy te same, lecz oczy jakby bardziej przenikające,
Konsekwentnie zimne i rozpalone zadowoleniem,
Tak pewne.
Często jednak wzrok ten upajał,
Stalowym spokojem,
Gdy spisywałem wyznania, które na szczęście,
Nigdy nie stały się prawdziwe.
I gdy postanowiłem być inny, spojrzałem,
Na świat szyderców i obmówicieli,
Tłamszących wszystko, co niezrozumiałe,
Uczyniłem świat drugi,
Gdzie stanął mój dom,
Z kominkiem, i pokojem z maszyną,
Do pisania.
Nie ma tam lęku ani strachu,
Wszystko jest słowem,
I ze słowa się wywodzi.
Bez słowa nie istnieje,
I bez słowa nie zostanie wymazane.

Sam założyłem dla Was maskę,
Z Ciemności swojej uczyniłem siłę,
A ze świata mego sumienie.

sobota, 25 kwietnia 2020

Nienapisane słowa,
Nie pozwolą o sobie zapomnieć.
Niedopisany świat,
Trzeba skończyć.
Pisać, pisać, pisać!
Słowa same wędrują w szeregu.
Wystarczy się im poddać,
Choćby na drobną chwilę.
Słów się nie pisze, one same,
Płyną na rękopis.
Poddać się i cieszyć się podróżą,
Nawet te stare, dawno już wyblakłe,
Ze starych notatek, żyją nadal,
Gotowe przypomnieć o swoim istnieniu.
Pamiętam bardzo wyraźnie każdą napisaną postać,
Kolor oczu, rysy twarzy,
Gesty, charakter i czyny.
Gdy pisze się kogoś, to nie tylko rysuje,
Chwilowy portret na kartce papieru.
Powołuje się kogoś do życia,
Bierze odpowiedzialność,
Bo ten ktoś nigdy nie umrze,
Będzie zawsze z Tobą, schowany.
W brudnopisie nowego świata,
Po którym spaceruję, czuję smaki,
Widzę wszystkie kolory i kształty.
Nienapisane słowa bolą,
Bo chcą być już spisane.
Czy być w czyimś życiu,
Znaczy: być tu teraz?
Czy może w przeszłości być echem,
W czyjejś głowie?
Mieszkać w tym samym domu, na tej samej ulicy?
Mówić 'Dzień Dobry.' na tym samym chodniku?
A może tę samą krew w żyłach mieć trzeba,
Jedne barwy rodzinne na swym herbie nosić?
Czy raczej mieć wspólne myśli,
Niczym kod genetyczny serca?
Czasami warto wyjechać daleko, na chwilę,
By spojrzeć na wszystkich z góry,
I dowiedzieć się o sobie więcej,
Niż mówią inni.
Nie każdy, kto nosi imię moje,
Jest mi bratem.
Niekiedy słowa więcej ważą niż uczynki,
Czyje milczenie jest mi złotem ponad srebro?
Wystarczy być duchem ze starego listu,
By być ze mną zawsze, gdziekolwiek się udam.
Komu rękę podać na zgodę, a komu na drogę?
Jestem wdzięczny za wszystkie blizny,
Na moim obrazie sprzed lat.
Dzięki nim wiem kim jestem i kim mogę zostać.
Skończyłeś i nie pytasz 'Co gdyby?',
Otrzymana odpowiedź tak Cię zadawala?
Nie poddajesz w wątpliwość,
Bo to się nie opłaca, jeżeli już wiadomo?
Jedno dobre pytanie,
Warte wszystkich odpowiedzi.
Jedno dobre pytanie otwiera to co zamknięte,
Zmusza, byś jeszcze raz spojrzał,
Wyraźniej.
Jeżeli nie zakwestionujesz siebie,
Jak możesz mówić o pewności,
Gdy druga strona medalu ukryta.
Inaczej nie zyskasz wiedzy,
Tylko Ciebie nią nakarmią.
A Ty syty i szczęśliwy poddasz się w niewolę,
Samemu sobie.
Tego nie wolno!
Nic nie stworzyłeś, nie wykreowałeś,
Tylko dostałeś na tacy.
 Nie zgadzasz się, buntujesz?
Czy gdy nie dane Ci będzie natchnienie,
Gdy spiszesz ostatnie swe myśli,
A czas Ci zabiorą, wiarę zechcą wyrwać,
Zgodzisz się?
Nie martw się o swą wolność,
Przecież wolnej woli nikt Ci nie odbierze.
Póki żyjesz to możesz wciąż pytać i gdybać,
Aż z jednej częsci wiedzy zyskasz ich ile zechcesz.
Nieważne co Ci mówią, kto mówi i czemu.
Nawet gdy już uczyniłeś, to pytaj, wątp, badaj !
Tak dojdziesz do mistrzostwa,
W swoim człowieczeństwie.
Nie potrzebujesz ołtarza ani pretekstu,
Trzeba Ci tylko myśli swobodnej,
Co szybuje niczym sokół, Ty czekaj.
Ona wróci do Ciebie,  nie samotnie.
Jeśli jej zaufasz, żyć będziesz.
Jeśli jej uwierzysz, uwierzysz także sobie.
Jeżeli poddasz siebie w wątpliwość, osiągniesz pewność niezachwianą,
I prawdziwy spokój.
Inaczej żyć będziesz odbiciem innych ludzi,
A myśli swą zniewolisz do prostych odpowiedzi.
Ty nie wierz nawet sobie! Lecz myśli puść wolno,
 Pytasz czemu? ...

Proszę o wybaczenie za spokój,
Mojego dzisiaj.
Proszę o wybaczenie za pewność,
Moich myśli.
Niech wybaczy się mi i zadowolenie,
Gdy lata moje mocno trzymam w garści.
Nie przeproszę za upór i niedopytanie,
Bo to są fundamenty mojej tu siedziby.
Zamieniłem niepewność na oczekiwanie,
Gniew swój zostawiłem,
Niczym płomyk pod wieczorne ognisko.
Jakże dobrze mi w latach tak nieosiągalnych,
Że były jak obraz decyzji tak dalekich,
Trudnych wręcz do wyobrażenia.
Obraz, w którym nie poznamy siebie,
Z czasu przyszłego ulepieni,
Tak odmienni, że prawie niczym z przeszłości.
Kiedyś wszyscy byliśmy plemieniem gniewu i uczuć naszych,
A dziś głowy nasze spisane kartami wspomnień,
Oczy ze zrozumieniem zaglądające wstecz i naprzód przed siebie.
Dobrze nam dzisiaj,
Gdy moc w nas mruczy jak lampart,
A głowy nasze jeszcze nie zroszone popiołem.
Dziś wszystko możemy, bo kto nam zabroni !
Dziś na swojej już ziemi zbudowaliśmy dom z werandą i ogrodem,
Gdzie lato głaszcze po policzku,
Słońcem i wiatrem zarazem.
Dziś możemy bezkarnie na swój świat spoglądać,
Czuć spokój i ukojenie.
Być tam gdzie chcieliśmy być,
Ale na swoich warunkach.
Z tamtego gniewu mojego uczyniłem,
Posąg kamienny w ogrodzie,
Bym mógł lat tamtych pamięć zachować,
I nie zgubić drogi, gdy przyjdzie mi dojść aż tam,
Do końca.
Bo świat nasz kiedyś zamknie się,
Jak wieko grobu, zapadnie w sobie jak gwiazda,
Gdy słońce lata naszego wygaśnie.
Wtedy Ci,  co po nas będą szli tym szlakiem,
Równie zbrojni w uczucia, jak my kiedyś,
Otworzą wszystkie nasze rękopisy i szkice.
I badać będą szukając kierunku, znajdzie się prokurator,
I adwokat, i sędzia.
Lecz nikt z nas sędzią tym nie będzie, tylko ci co po nas iść będą,
Do rajskiego ogrodu.
Coś wyrwą, coś wyrzucą, wezmą ze sobą na drogę.
By w naszym krześle na werandzie usiąść wygodnie,
W lato swych poszukiwań.
I może Twój i mój posąg pamięci,
Tam nadal pozostanie. ..
A my staniemy się drogą,
Po której iść nam przyszło.

Dziś za sobą zostawiłem,
Sztormu burzliwe autostrady.
I pewny krok mój sprężysty,
W kręte ścieżki kieruję.
Jakże mocne są me ramiona,
Od razów niezliczonych wykute.
Jak nogi sprawnie maszerują,
Wyćwiczone w dążeniu przed siebie.
Lecz pozwól o Panie zapytać,
Czemu moc moją poddajesz w wątpliwość,
Skoro sam mnie takim napisałeś,
Bez akapitów na zwątpienie i lęk ?
Gdy ja prę przed siebie, Ty zmieniasz.
Gdy przyszłość niczym słońce mi świeci,
Ty zegar cofasz.
Napinasz muskuły wstecz,
Gdy sam mnie uzbroiłeś,
W ręce sprawne i zdeterminowane.
Czyś ukryty w rozumie,
Logiką można Świat ten zmierzyć ?
Czy tylko w Tajemnicy iść trzeba nie wierząc,
W poznanie i zdolności swoje?
Lecz sam mnie popchnąłeś do drogi,
Obdarzyłeś uporem godnym skalnego posągu.
Więc pozostaje mi nadal wierzyć,
W Twe ręce niczym moje rękawice,
I zbroję przeciw wszystkiemu.
A ja i tak pójdę dalej,
Pytając co jakiś czas,
Czemu moc moją poddajesz w wątpliwość. ..
Gdy wakacje nasze kończyć się zaczęły.
Gdy torby podróżne dawno spakowane,
Spoczęły na twardym peronu asfalcie.
Konduktorzy pociągów gwizdać rozpoczęli,
Wzywając do bycia już na trasy starcie.
Ostatnie pożegnania, gesty i rozmowy,
Autografy na duszach i sercach wypisane,
Niczym bilet do celu w podróży w nieznane.
Ostatnie rzeczy i czyny, czas ruszać,
Drzwi do wagonów już dawno zamknięte.
Tylko uchylonym oknem rzut oka wstecz, pozdrowienie,
Czy wszystkie pociągi cel swój osiągnęły?
Tego nie wiem, choć i mnie była dana przed siebie przejażdzka.
Wiem, jedno.
Że gdy się już zatrzymałem, miałem miast wierszy,
Notes pełen wspomnień o życiu dorosłym.
Spis marzeń i ich spełnień, klęsk i zwycięstw zarazem.
Żywot już nie wierszem pisany, tylko kobiecą ręką autograf 'Kochany',
Wykuty w srebrze na wieki, i ze śmiechem dziecka ku niebu podniesiony.
Tam, gdzie kiedyś czyniłem przysięgi srogie i potężne,
Teraz słowem 'Tak' pieczętowany, lot dalszy w nieznane.
Skąd się tu wziąłem?, Wszak sam tego chciałem.
Czy mnie przywieziono? Nic nie zaniechałem,
Sam wsiadłem do pociągu, sam trzasnąłem drzwiami.
Zamiast wierszy list jakiś, ledwie kartka jedna,
Spisana ręką kogoś z Was, ukryta.
"To jest kolejny pierwszy dzień Twego życia.".
Litania do niepamięci.

'Gdy za pewnie kroczymy,
Wierząc, że wiemy na pewno,
Nie pamiętamy. ..
Gdy zabraknie czasu,
By spojrzeć wstecz,
Nie pamiętamy. ..
Gdy zapragniemy ludzi,
Zamkniętych w papierowej kapsule czasu,
Nie pamiętamy. ..
Gdy chcemy dokończyć,
Nie napisane listy,
Nie pamiętamy ...
Gdy zapragniemy zrozumieć,
Skąd bierze się ta magia,
Nie pamiętamy ...
Gdy stary zegar wzywa,
Szumem radiowych fal,
Nie pamiętamy ...
Gdy zadajemy pytania,
Nie wiedząc dlaczego,
Nie pamiętamy ...
Gdy czas zrozumieć siebie,
Ze starego znalezionego pamiętnika,
Nie pamiętamy ...
Gdy pamięć wezwie Nas,
Do wspomnień,
Nie zapamiętamy ...

Gdy czas przerazi Nas,
Gdy odnajdziemy zamknięty dawno pokój,
Będziemy chcieli Pamiętać ...'