niedziela, 26 kwietnia 2020

Był czas,
Gdy siebie rozdzieliłem na dwoje.
Najgłębsze i najciemniejsze 'Ja',
Uwięziłem w bezpiecznym miejscu.
Zamek zamknąłem na klucz, lecz go nie wyrzuciłem,
Czemu?
Czemu tak często wracałem do mego więzienia,
By słuchać podszeptów tak przerażająco wolnych,
Bez poczucia winy i kary?
Tamten człowiek tak skłonny,
Do czynienia zła,
Tak wolny od strachu i dobra,
Tak egoistyczny do bólu innych ludzi,
Tak potwornie wyzuty z wszelkich granic.
Tak spokojnie niemoralny, lecz znajomy,
Rysy te same, lecz oczy jakby bardziej przenikające,
Konsekwentnie zimne i rozpalone zadowoleniem,
Tak pewne.
Często jednak wzrok ten upajał,
Stalowym spokojem,
Gdy spisywałem wyznania, które na szczęście,
Nigdy nie stały się prawdziwe.
I gdy postanowiłem być inny, spojrzałem,
Na świat szyderców i obmówicieli,
Tłamszących wszystko, co niezrozumiałe,
Uczyniłem świat drugi,
Gdzie stanął mój dom,
Z kominkiem, i pokojem z maszyną,
Do pisania.
Nie ma tam lęku ani strachu,
Wszystko jest słowem,
I ze słowa się wywodzi.
Bez słowa nie istnieje,
I bez słowa nie zostanie wymazane.

Sam założyłem dla Was maskę,
Z Ciemności swojej uczyniłem siłę,
A ze świata mego sumienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz