poniedziałek, 22 czerwca 2020

Rano w lustrze ubieram Dobro,
Rozmienione na ubrania.
Wodą zmywam,
Grzeszki tego poranka.
To już ostatni raz,
Powtarzam sobie niezmiennie.
Za zamkniętymi drzwiami,
Zostawiam,
Wilgotne ślady samoprzyjemności.
Osuszam ręce ręcznikiem,
Tego nie było.
Idę, liczę czas,
Do punktu przeznaczenia.
Kilka chwil sam na sam ze światem,
Widzę co chcę zobaczyć,
Niezauważony.
Sztuka uciekania wzrokiem,
Zawsze zdaje egzamin,
Tak czy owak pożądam okiem,
W milczeniu podróżuję przed siebie.
Obok mnie wszyscy,
Tak robią,
Tylko nie robią tamtego.
Wpatrzeni w lustra telefonów,
Też unikają.
Ze słuchawkami na uszach,
Odjeżdżają daleko stąd.
Byle nie dać się przyłapać!
Nie dać uchwycić za rękę.
Milczę,
Gdy mówię, uważam jak na ulicy,
Zielone światło, lepiej się dobrze rozejrzeć.
Ja? Nigdy w życiu! No co ty!
Myśl co chcę, żebyś myślał,
Patrz na to, co tobie pokażę.
W sobie pozwalam non-stop,
Lecz tego nie doświadczysz.
Między nami bariery,
Małych dobrych uczynków.
Ale i tak wieczorem,
Czeka ciebie spowiedź,
I litania pobożnych życzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz